Wełna mineralna w wielu swych odmianach i postaciach jest przedmiotem przetargów. Przetargi organizują developerzy, przedsiębiorstwa energetyczne, przemysłowe często przedsiębiorstwa komunalne i wiele innych jednostek i podmiotów. Chciałbym, żeby ten tekst był początkiem serii opisującej sprawę. Oczywiście już teraz mógłbym wypowiedzieć tezy, które scharakteryzują zjawisko i z racji faktu, że uczestniczyłem w tysiącach przetargów (bez lipy), mało bym się mylił. Jednak wole dla pełnego obrazu posługiwać się przykładami szczegółowymi. To może sprawi, że wszelakie patologie, wynikające ze skądinąd szlachetnego zamiaru łatwiej będzie można zrozumieć.
Przykład 1.
Duża i znana firma deweloperska z Warszawy organizuje przetarg na dostawę sporej ilości budowlanej wełny mineralnej - bez mała 2 tysiące m3 ... sporo jak dla mnie. Przygotowania, potwierdzenie warunków u producenta, badanie okoliczności.... lekkie "podjaranie". wyjazd do stolicy na umówione spotkanie "w sprawie".
Następują kolejno przesłuchania oferentów, którzy spełnili warunki wstępne. Jestem wśród nich. O ustalonej godzinie przekraczam progi firmy.
Od pierwszego momentu jestem "pilotowany" - na początek taka mała sterylna poczekalnia - 2 krzesła i ja sam. W białej i absolutnie cichej poczekalni spędzam kwadrans. Na zaproszenie panienki wchodzę do właściwego pieszczenia negocjacyjnego, w którym również obowiązuje sterylna cisza i biel. Na moje Dzień dobry panienka stenotypistka opowiada ciche dzień dobry i notuje coś na laptopie. Za chwile otwierają się drzwi w wchodzi właściwy Pan negocjator. Ściska mi rękę jakby chciał ją zmiażdżyć i mówi:
- przedstawił Pan swoje propozycje - oto nasze.
Na biurku pojawia się kartka z ceną, terminem płatności i innymi ważnymi parametrami umowy proponowanymi przez dewelopera. Pojawia się również dwudziesto jedno stronicowa umowa. Pan negocjator proponuje, podpisanie umowy w ciągu najbliższego kwadransa. Najbliższe 15 minut jest dla mnie na zapoznanie się z umową i tekstem propozycji. Pan negocjator wychodzi. Pozostaje w pomieszczeniu z notującą każde słowo wcześniejszej rozmowy panienką. Odnoszę wrażenie , że w jakiś sobie znany sposób odnotowuje również moje chrząknięcia i oddechy. Spinam się, czytam. Poza ceną skrajnie niską, zarabiam 1,5% na całej transakcji wg propozycji developera. Wg tejże propozycji czas oczekiwania na zapłatę to 270 dni.
Jeden punkt umowy przykuwa moja uwagę:
- w przypadku nie wywiązania się z dostawy dowolnej ilości wskazanego w zamówieniu asortymenty w terminie 24 godzin odbiorca ma prawo zakupić ten materiał w dowolnym miejscu w cenie , którą odbiorca uzna za właściwą.
Nie trzeba szczególnie długo się zastanawiać co oznacza ten punkt. Kto to podpisze już nie żyje... samobójstwo. Wcześniej nie bardzo rozumiałem dlaczego deweloper szukał zewnętrznych dostawców sam prowadząc w grupie kapitałowej dużą hurtownie budowlaną. Teraz oczywiście wszystko się "skleiło". Detonuje wewnętrznie. Tego panienka chyba nie odnotowała ? Dokładnie po kwadransie wchodzi negocjator.
- Pan wybaczy - mówię - ale mam kilka pytań.
- żadnych pytań, wszystko jest napisane - podpisuje Pan czy nie?!!
- oczywiście ... że nie! Ta umowa to szaleństwo
- Proszę Pana zabiera Pan nasz cenny czas i zawraca Pan nam głowę, będzie Pan żałował
- pan negocjator i rzucająca tyłkiem stenotypista wychodzą obrażeni
Zaczyna głośno się śmiać za chwilę wchodzi sekretarka , która mnie tu doprowadziła
- widzę , że Pan zadowolony
- tak bo zarobiłem sporo pieniędzy dzisiaj
- w takim razie gratuluje podpisania z nami umowy
- a nie szanowna Pani przeciwnie umowy nie podpisałem
Ta żenująca błazenada miała miejsce ok 10 lat temu
cdn ... jak mu się będzie chciało :)